Niech wygra najlepszy

Zawsze chcę, żeby pracodawca wybrał najlepszego kandydata, a nie po prostu wybrał.

Jeden z kandydatów na CEO powiedział kiedyś do mnie:

Panie Tomku, panu bez różnicy, którego kandydata wybiorą, projekt pan zamknie i kasę dostanie…

? Ja jednak zawsze chcę, żeby wybrali najlepszego i inaczej sobie nie wyobrażam.

Dlaczego❓

Argumentów mam wiele, wymienię część ilustrujących moje stanowisko:

Mam podejście biznesowe i chcę, żeby każda nowe osoba w firmie mojego klienta dawała największą możliwą wartość dodaną.
Myślę po gospodarsku, jakby to była moja firma.
Jeśli jest do chwycenia szansa rynkowa (tak traktuję dobrych managerów, specjalistów których można zatrudnić), bierzmy ją. Często to oznacza dla nas nieco bólu, bo ta „świeża krew” w firmie może zakłócić spokój, który mieliśmy dotychczas. Może się okazać, że my też będziemy musieli się bardziej starać, bez względu na to, czy jesteśmy współpracownikami, przełożonymi, zarządem, a może właścicielami firmy.
Każda zatrudniona za moim pośrednictwem osoba jest dla mnie chodzącą reklamą.
Najlepsi rozwijają firmę, z czasem pracodawca potrzebuje kolejnych fachowców, są inne projekty tych samych właścicieli, kooperantów.
Wiele z obsadzanych przeze mnie stanowisk to pozycje managerskie, na których podejmuje się decyzje o zatrudnianiu kolejnych pracowników, a ja lubię mieć możliwie najlepszych managerów po drugiej stronie
? I jeszcze jedna uwaga. Dla moich pracodawców chcę jak najlepszych kandydatów, ale zawsze dbam o dopasowanie do firmy, projektu, często zespołu. Jeśli to możliwe staram się tak rekrutować, jakby nowy kontrakt na linii pracodawca – zatrudniony miał obowiązywać na długie lata. Dlatego też pewnych bardzo dobrych kandydatów odrzucam.

? A może ta moja strategia nie jest najlepsza❓ Może warto mieć więcej spokoju❓

Scroll to Top