Spotkanie rekrutacyjne

Ważne dla obydwu stron. Pamiętaj rekruterze przygotuj się dobrze do spotkania. Ty zapewne nie lubisz rozmawiać z nieprzygotowanym kandydatem, więc…. dość, bo jeszcze kogoś obrażę. Po prostu szanujmy się nawzajem.

A jak już jesteś przygotowany to łatwiej zachować Ci dystans i w miarę możliwości obiektywnie ocenić kandydata. A jakich kandydatów spotykamy na spotkaniach? Można wyodrębnić wiele typów, ja na początek poruszę skrajne – mistrz świata J oraz beztlenowiec L.

Mistrz świata przychodzi na spotkanie pewien swego – czasem tak pewien, że sam się zaczynam zastanawiać czy jestem godzien z nim rozmawiać. Jednak gdy miną moje problemy z samooceną podejmuję wyzwanie i próbuje się zmierzyć z kandydatem. Zazwyczaj na początku daję mistrzowi szansę na dokonanie kompleksowej autoprezentacji, co przychodzi mu z łatwością. Mam szanse zapoznać się z szeroką gamą epitetów, które stawiają kandydata w samych superlatywach co z pewnością w dobie komputerów bardzo wzbogaca mój język polski. Dodatkowo zyskuję czas na przygotowanie indywidualnej strategii – jak rozgryźć kandydata (każdy mistrz świata potrzebuje indywidualnej strategii). Muszę napocząć tę skorupkę, gdyż możliwe, że mistrz świata to kompetentny kandydat, który pewność siebie wyssał z mlekiem matki, a potem obudował to wiedzą, doświadczeniem. Jednak dość często okazuje się, że mistrz świata ma niewiele pod skorupką. Jak zbadać, czy to nie jest moje złudzenie? Słucham uważnie i skupiam się na szczegółach i zaczynam drążyć. Jestem dociekliwy i tak zainteresowany, że sam się dziwię jaki mam głód wiedzy.  Tematy, w których się poruszam przed chwilą w swej autoprezentacji podsunął mi kandydat (cześć z nich ograniczył uznając je za marginalne). Ja jednak chcę więcej… ale co się dzieje, tempo prezentacji spada, wiedza, którą otrzymuję w zamian za swoją dociekliwość przestaje pasować do tego co było na starcie spotkania, poszczególne elementy układanki zaczynają być ze sobą w sprzeczności. Wreszcie … daję sygnał, że przejąłem inicjatywę, większość mistrzów świata gaśnie w oczach – koniec spotkania – nie mam kandydata L

Jednak zdarzają się wyjątki – jeden z nich pamiętam dokładnie, można powiedzieć, że poruszaliśmy się po sinusoidzie. Mistrz świata sięgnął dna, ale w przeciwieństwie do większości nie zgasł do końca, zaczął się podnosić. Teraz ma inny problem – duży poziom stresu, który próbuje przełamać. W chwilach gdy mu się to udaje okazuje się, że to dość kompetentna osoba. Jednak obraz spotkania nie jest korzystny. Ja staram się przełamać, bo przecież nie jestem pamiętliwy J… a z pewnością jako egoista zawsze potrzebuję dobrego kandydata. Przecież widzę przed sobą człowieka inteligentnego (w ciągu godziny pojął, że mocno przesadził), który mimo stresu nie wymięka. Zastanawiam się jaką dać mu tzw. drugą szansę. Mam pomysł, rzucam temat i pojawia się błysk w oku byłego mistrza świata. Odpowiada z prawdziwą pasją. Stres minął, mam kandydata. Jednak porządek musi być, za ten mój dyskomfort kandydat dostaje pracę domową. Na koniec spotkania otrzymuję wylewne podziękowania od kandydata. Za dwa dni dostaję wyniki pracy domowej – jestem zadowolony, gdyż mam odpowiedniego kandydata.

Podsumowując  zastanawiam się dlaczego ten człowiek przyjął postawę mistrza świata. Jedyne co przychodzi mi do głowy to wpływ środowiska … takie czasy. A co z innymi mistrzami świata … niektórzy pracodawcy ich kupują z tzw. dobrodziejstwem inwentarza, potem są zdziwieni, że mają dużą rotację pracowników. Ale mistrz świata też nie ma łatwo. Czasem spotykam 40-latków, którzy są naprawdę kompetentni, ale ich CV świadczy, że kiedyś prawdopodobnie przyjęli postawę mistrza świata, nie mając do tego podstaw merytorycznych. Tak około czterdziestki zaczęli się zastanawiać w czym problem, dlaczego nie idą w górę tylko w dół. Jeśli starczyło im siły i zaczęli się znów rozwijać z odpowiednim dystansem do swojej osoby to są bardzo wartościowymi pracownikami. Niestety jest też druga wersja – rozgoryczenie i pretensje do otoczenia, które jest wszystkiemu winne. Trudno wówczas odbić się na sinusoidzie… Mam wrażenie że stałem się sentymentalny, cóż … też byłem kiedyś mistrzem świata.

 

Na przeciwległym biegunie do mistrza świata znajduje się beztlenowiec, kategoria niezmiernie trudna dla rekrutera. Część kandydatów na spotkaniach rekrutacyjnych od startu wykazuje olbrzymi poziom stresu, poziom wręcz paraliżujący. Określenie tego typu kandydatów wziąłem stąd, że kiedyś na spotkaniu zacząłem się zastanawiać, czy kandydat nie potrzebuje tlenu, żeby nie zasłabnąć.

Beztlenowiec pojawia się zazwyczaj w dwóch grupach – młodzi, często świeżo upieczeni absolwenci oraz osoby, które nigdy nie zmieniały pracy, a teraz życie ich do tego zmusiło. W obydwu grupach brak jest doświadczeń związanych ze zdobywaniem pracy, z odbywaniem spotkań rekrutacyjnych. Nierzadko problem dotyczy osób, które należały do grupy bardzo dobrych studentów. Skupiały się często wyłącznie na studiach, nie mając czasu na zbieranie innych przygotowujących do pracy doświadczeń. Po studiach następuje zderzenie z trudną rzeczywistością. Po okresie, w którym kandydat należał do najlepszych rozpoczyna się poszukiwanie pracy, często tzw. „jakiejkolwiek” nie zaś wymarzonej. Do tego dochodzi ambicja i stres murowany. Genezy tej sytuacji można też zapewne szukać w szkolnictwie wyższym, które zazwyczaj generuje absolwentów, których wiedza niekoniecznie przydaje się pracodawcy.

Powróćmy jednak do beztlenowca, którego mam na spotkaniu. Skoro go zaprosiłem, to znaczy, że analizując fakty z jego życia doszedłem do wniosku, że dobrze rokuje. Co zrobić, żeby nie kończyć zaraz spotkania. Oczywiście prób rozluźnienia atmosfery jest wiele. Najpierw jednak muszę pamiętać na jakie stanowisko rekrutuję. Jeśli to jest stanowisko, na którym konieczność radzenia sobie ze stresem jest na porządku dziennym nie mogę od początku sam obniżać poziomu presji. Ważne jest żeby w takiej sytuacji poruszać się po konkretach, wymagając od kandydata rzeczowych odpowiedzi. Rozpoczyna się swego rodzaju gra, gdzie poruszamy się wg zasady – krótkie pytanie – szybka odpowiedź. Jeśli kandydat sam radzi sobie ze stresem i jest dobry w obszarze, w którym chce pracować presja nastawiona na konkrety powinna mu pomóc, wówczas pojawi się pewność siebie i rozmowa może być merytoryczna.

Jeśli jednak kandydat ewidentnie nie radzi sobie ze stresem konieczne jest rozładowanie ciężkiej atmosfery. Ja wówczas zmieniam temat, często przechodzę na tzw. prywatny obszar – na coś zapewne trafię. Gdy kandydat się rozluźni, powracam do obszarów merytorycznych, stawiając jednak wiele pytań otwartych, pozwalając kandydatowi samemu się wykazać w konkretnych obszarach. Jeśli kandydat okazuje się osobą kompetentną muszę poznać odpowiedź na pytanie – jakie są cele zawodowe kandydata, co chciałby robić? Odpowiedź wcale nie jest prosta, czasem trudno ją znaleźć przez lata, zwłaszcza gdy dotyczy nas samych. Ja jednak staram się wspólnie z kandydatem ją znaleźć. Czasem okazuje się, że kandydat ma pewne marzenia lub są czynności, które sprawiają mu wielką przyjemność. Może się okazać, że tym sposobem wspólnie dojdziemy do wniosku, na jakie stanowiska kandydat powinien aplikować. Tym sposobem mogę mieć kandydata do innej rekrutacji, a mój rozmówca może bardziej świadomie składać aplikacje.

Jeśli beztlenowiec jest kandydatem na stanowisko, gdzie umiejętność radzenia sobie ze stresem nie jest priorytetem na początku muszę obniżyć napięcie. Rozmowa musi być swobodna, a potem warto mieć przygotowane jakieś pytania, testy do pracy samodzielnej kandydata. Oczywiście ten test powinien być z merytorycznego obszaru, którego dotyczy rekrutacja. Ja wychodzę załatwić tzw. pilną sprawę i wracam za 10-15 minut. Jeśli kandydat ma wiedzę, poradzi sobie w stopniu satysfakcjonującym a poziom stresu opadnie na tyle by możliwe było swobodne kontynuowanie rozmowy i dalsza analiza kandydata.

Bardzo ważna rada na koniec. Jeśli masz na spotkaniu beztlenowca koniecznie zachowaj duży dystans do sprawy. Jeśli się przesadnie rozczulisz to i Tobie może zabraknąć tlenu.

O autorze:
Tomasz Nalewajko

Cześć, jestem Tomek. Jestem człowiekiem, którego głównym zainteresowaniem jest… inny człowiek. Patrzę, słucham, obserwuję. Ten blog to moje ciekawsze (lub mniej) wnioski o nas samych. Przyjemnego czytania!
Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.