Autorem tekstu jest Jarek Cieśla
Biegacz długodystansowy, piszący dla Magazynbieganie.pl,
autor książek dla dzieci, współtwórca bloga Biegające Małżeństwo
Często trudno jest nam znaleźć czas na trening. Niektórzy biegają przed pójściem do pracy bladym świtem lub jeszcze w zupełnych ciemnościach. Inni natomiast wolą tę aktywność uprawiać po skończeniu swoich obowiązków zawodowych. A gdyby tak biegać w drodze do i z pracy, a nawet w trakcie? O takich doświadczeniach specjalnie dla profilu Praca Dla Biegacza opowiada generał Roman Polko, były zawodowy żołnierz, uczestnik misji wojskowych oraz zapalony biegacz, triathlonista i entuzjasta sportów wszelakich.
– Kiedyś bardzo się zirytowałem, – mówi na wstępie – bo przez 2 godziny jechałem do pracy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego w Warszawie oddalonego od mojego miejsca zamieszkania o ok. 13 km. Po prostu utknąłem w korkach. Irytowało mnie też to, z czego korzysta wielu ,,urzędasów”, że przywozi mnie kierowca, który później nic nie ma do roboty i cały dzień na mnie czeka. Za państwowe pieniądze. To absurd.
– I od pewnego momentu zacząłem ubierać strój sportowy i biegałem do pracy – opowiada generał Polko. – Już z samego rana poprawiało mi to humor, a moi podwładni zauważyli, że po takim wysiłku łatwiej się ze mną dogadać. Zwykle jako pierwszy docierałem do biura, co pozwalało mi w spokoju wziąć prysznic. Po takim porannym rozbieganiu człowiek ma w sobie dobrą energię, zaczyna pracę z uśmiechem na twarzy i z entuzjazmem.
– Jednak to nie wszystko. Do biura wprowadziłem również zwyczaj biegania w trakcie godzin pracy. Robiłem to kiedy się zmęczyłem i gdy ,,przymuliła” mnie ta urzędowa biurokracja.
Ubierałem strój sportowy i biegałem w Łazienkach Królewskich – wspomina. – Wtedy bieganie było tam zakazane. Kiedy tamtejsi ochroniarze zwracali mi uwagę, rzucałem w biegu, że jak chcą mnie zatrzymać, to niech mnie najpierw dogonią i biegłem dalej. Minister po pewnym czasie już się do tych moich “przerw” w pracy przyzwyczaił i gdy na pytanie, gdzie jest jego zastępca usłyszał: „poszedł pobiegać”, to tylko z aprobatą potakiwał: „aha”.
– W wielu zakładach pracy mogłoby to uchodzić wręcz za złamanie dyscypliny, ale w armii, jak tłumaczyłem ministrowi dyscyplina polega nie na wysiadywaniu roboczogodzin w miejscu pracy, ale na skutecznym realizowaniu postawionych zadań. A do tego czasem niezbędne jest „przewietrzenie” umysłu. Po jakimś czasie dołączyło do mnie kilku podwładnych, później swoimi osiągnięciami zaczęła mi się chwalić sekretarka ministra, a na końcu także sam minister, który nawet zapisał się na Bieg Katorżnika (ostatecznie, ze względu na kontuzję nie wystartował i zastąpiła go w naszej drużynie moja żona – Paulina). W takiej atmosferze pracowało nam się dużo lepiej i myślę, że i efektywniej.
– Pewne standardy myślenia należy przełamywać – tłumaczy Roman Polko. – Dobrze by było, żeby osoby piastujące wysokie stanowiska wprowadzały takie pozytywne zmiany do pracy urzędów. Bieganie jest ważną kwestią w utrzymaniu formy przez pracownika. Przecież nie da się pracować przez bite osiem godzin siedząc za biurkiem! Poza tym wiele pomieszczeń biurowych nie jest klimatyzowanych i trzeba coś zrobić, żeby odświeżyć umysł. Większość osób chodzi na “fajkę”, czy na ,,ploty”, a przecież można robić to w aktywnej, zdrowszej formie. Potem szybki prysznic i jesteśmy znów gotowi do pracy. Takie podejście przejąłem ze służby w jednostkach specjalnych, gdzie podchodzono do tego w bardzo nowoczesny sposób.W efekcie ludzie lubili swoje miejsce pracy i gdy trzeba było zostawali po godzinach nie oczekując jakiejkolwiek rekompensaty.
Czytaj też: https://humanfocus.pl/aktualnosci/praca-dla-biegacza/